Nadgorliwość najgorszą zbrodnią

Nadgorliwość najgorszą zbrodnią

Wiecie co, jak sobie oglądam różne materiały związane z kampaniami społecznymi to ogarnia mnie trochę przerażenie. Przez idiotów zajmujących się nimi więcej czynione jest zła niż dobrego. Przez nieprzemyślane trywializowanie pewnych zjawisk.

Gdy chcesz zwalczać jakieś negatywne zjawisko musisz zacząć od jego dokładnego zidentyfikowania. Określasz dokładnie co jest złe, dlaczego jest złe i co zrobić, by złe się nie powtarzało. Np. na twojej grządce pojawia się chwast, najpierw go identyfikujesz, potem ustalasz jak się tego pozbyć i usuwasz go. Tymczasem twórcy kampanii społecznych drą ryja: „Aaaaa na tej grządce może być jakiś chwast – rwij szybko wszystko co zielone, spal a popioły zakop na pustyni!”

Chcecie konkretów – proszę bardzo. Podam kilka przykładów kampanii społecznych i zła, które czynią.

Molestowanie – banda idiotów pod hasłem molestowanie umieszcza wszystko – od „pożądliwego” spojrzenia po zmuszanie do robienia lodów za premię… Takie wrzucanie wszystkiego do jednego worka to zwyczajne świństwo. Gdy potem ktoś słyszy o molestowaniu lekceważy takie doniesienie, bo myśli, że chodziło o jakiś klaps w tyłek albo „niewybredny komplement”. Nazywajmy rzeczy po imieniu, klaps czy świntuszenie to nie molestowanie, to co najwyżej chamstwo.

Mobbing – kolejne nadużywane określenie, przez które odbiorcy informacji głupieją. Czasem trafi się, że szef jest zwykłym ch*jem i na kogoś się uweźmie, ale jego marudzenie na temat wydajności czyjejś pracy to jeszcze nie koniecznie mobbing. Mobbingiem jest, jeśli szef wyzywa pracownika od najgorszych, zwala na niego wszelką robotę i zmusza do czegoś, czego pracownik nie chce robić. Nie mylmy szefa idioty z szefem znęcającym się nad pracownikiem.

Gwałt – wiecie, że debile i debilki potrafią jako gwałt kwalifikować fakt, że laska tydzień lub dwa po seksie stwierdza, że ona jednak wtedy to nie chciała iść do łóżka i teraz ma z tego powodu moralnego kaca? Albo, że laska nawalona jak stodoła pcha się do czyjegoś wyra a potem niczego nie pamięta? Sorki, ale to nie jest gwałtem i nigdy nie będzie. Jeśli po alkoholu którejś rozkładają się nogi, to niech nie pije, a nie oczekuje, że facet nie zgodzi się na seks, skoro ona się do niego lepi. Oczywiście jeśli facet specjalnie upija dziewczynę, bo wie, że ta pod wpływem jest łatwiejsza no to już można mieć wątpliwości, choć jeśli nie leje jej w usta wódki na siłę albo po kryjomu jej nie dolewa do soku, to nie można go obwiniać za to, że ona nie zna swoich ograniczeń. Ktoś za nią jej cnoty pilnować nie powinien. Potem ktoś usłyszy, że ta czy tamta została zgwałcona na imprezie i co mu się od razu nasuwa na myśl – widok nawalonej laski klejącej się do pierwszego lepszego. Wiecie czemu? Bo takie rzeczy widuje, mało kto widział, jak dziewczynę wciąga ktoś siłą w krzaki, bije tak długo aż przestanie się bronić a następnie zrywa z niej ubranie i brutalnie gwałci. Nasze doświadczenia mają wpływ na nasze kojarzenie, więc jak jakiś debil mu mówi, że seks z pijaną dziewczyną to gwałt, to tylko to mu się z gwałtem kojarzyć będzie. Dlatego potem pojawiają się komentarze, że pewnie sama tego chciała, albo że go sprowokowała.

Bicie dzieci / bicie kobiet– jestem za tym, aby osobom znęcającym się nad dziećmi łamać kości, żeby dawać ich jako worki treningowe do cel najgorszych recydywistów. Gości bijących żony (jak pan radny z Bydgoszczy) wsadzałbym do cel zboczeńców – niech im gwint zrywają. Ale na litość boga nieistniejącego nie nazywajcie klapsa wymierzonego gówniarzowi biciem dzieci! Nie prawdą jest, że klaps to wstęp do ciężkiego bicia, tak samo jak wypicie piwa to nie alkoholizm. Ja rozumiem, że nie zawsze klaps jest rozwiązaniem i wcale nie zalecam go jako powszechnego środka wychowawczego. Tak naprawdę raz wymierzony dobrze klaps sprawi, że dziecko będzie robić wszystko, by drugiego nie dostać. To jest tzw. granica nie do przekroczenia, więc nadużywanie klapsów obniża ich skuteczność. Kampanie wmawiające, że klaps to bicie sprawiają, że ludzie trywializują to pojęcie.

Korupcja – najlepszy przykład przesady w interpretacji. Do jednego worka wrzuca się lekarza, który przyjął flaszkę wódki i wysokiego rangą urzędnika, który przytulił miliony za odpowiednie rozstrzygnięcie przetargu albo sędziego, który wypuścił przestępcę za pieniądze…

To było kilka przykładów z brzegu. Nie bądźmy nadgorliwi, nie przesadzajmy z nazewnictwem i nie trywializujmy prawdziwie groźnych rzeczy wrzucając je do jednego worka z rzeczami, które może i nie są do końca dobre, ale też nie są czymś strasznym… 

Smuteczek na jutubie

Smuteczek na jutubie

Rozwala mnie ostatni płacz etatowych jutuberów w sprawie nowych algorytmów wyliczających ich zarobki. Płacz jest ogromny bo nagle na ich kontach przestały pojawiać się dolary z powietrza. Zupełnie nie jest mi większości żal.

Jutub ostatnio traktowany był jako łatwy sposób na zarobek i zrobienie kariery. Podobnie jest z przeróżnymi blogami, ale chyba nastaje kres tej pseudotwórczości. Nie ukrywam że na jutubie jest bardzo dużo ciekawych kanałów i materiałów, które uczą i bawią, ale większość jutuba to nic nie warte śmieci. Kompilacje innych kompilacji, porady pseudoekspertów, wywody znafcuff i przeróbki lub podróbki innych twórców.

Są tacy, którzy dbają o dobrą jakość materiałów i dobrą treść. Ale już taki Adbuster publikuje coraz mniej i coraz gorsze materiały – wypalił się chyba. Matura to bzdura, Polimaty, Historia bez cenzury – nic ciekawego i pełno lokowania produktów. Spoko, wiem, każdy chce zarabiać, ale przydałoby się coś więcej. A tak mamy filmy robione na siłę byle tylko się pokazać…

Ale nie o tym chciałem. Jutuberzy płaczą bo ktoś wreszcie zauważył, że skuteczność reklam wyświetlanych przy ich „twórczości” bliska jest zeru… Marketingowcy zachwycili się nowymi mediami i nowymi kanałami dotarcia do klientów – problem w tym, że jutub i przeróżne blogi okazują się być ślepą uliczką. Co prawda tworzą celebrytów z ludzi znikąd, ale przekaz reklamowy trafia w próżnię… Więc czemu biedne gwiazdy jutuba dziwią się, że nikt nie chce płacić za ich kontent? Weźcie się za jakąś pożyteczną pracę, zróbcie coś dobrego a na pewno ktoś wam za to zapłaci. Bo teraz to jedynie mieszacie to samo goowno w garze (przykładem jutuberzy prowadzący kanały poświęcone innym jutuberom…)– dorzućcie coś od siebie. 

Adiós Brytole!

Adiós Brytole!

No powiem Wam szczerze, dzieje się, oj dzieje. Herbatożłopy zdecydowały, że zabierają zabawki i będą się kisić w swojej piaskownicy. Wszyscy z tego powodu płaczą, ale jeśli UE rozegra to dobrze (a to jest mało prawdopodobne) reszta członków wyciągnie z tego odpowiednie wnioski, znaczy zrozumieją, że to się nie opłaca.

Skoro Brytole chcą zabrać zabawki i siedzieć w swojej piaskownicy to super, niech spierdzielają pod warunkiem, że na nasz plac zabaw wstępu nie będą mieli i żadnych naszych zabawek nie dostaną. Tak sobie myślę, że jakby zresetować kontakty z UK do poziomu współpracy z Białorusią, to od razu nas przeproszą, a sama królowa ubrana tylko w gwiazdy z flagi UE przyjdzie na kolanach prosić o ponowne przyjęcie. A my wtedy możemy zażądać, by na kolanach już bez gwiazdek prosiła nas księżna Kate…

Co mam na myśli z tym zresetowaniem. A wprowadzić wizy i kontrole graniczne, wprowadzić cła, wymiksować Brytoli z unijnych przedsięwzięć, zaostrzyć przepisy imigracyjne, ograniczyć swobodę działalności gospodarczej itp. itd. Jak jeden Smith z innym Smithem nie będzie mógł tak łatwo pojechać nad Morze Śródziemne to dojdzie do niego, że bardziej opłacało się być w tej UE. A jak ten sam Smith będzie musiał zająć się czyszczeniem własnego kibla, bo nie będzie „polsa” albo innego ciapatego co się tym zajmie, to odczuje na własnej skórze, jak boli ten cały brexit. Okaże się, że zamiast brexit mają breakseat.

Niestety jak znam UE to będzie miękka jak wata i będzie mimo wszystko próbować wejść w wypiętą dupę Brytoli… Moim zdaniem Wielka Brytania ma więcej do stracenia niż UE. Może skończyć się nawet jej rozpadem, bo Szkoci i Irlandczycy chcą pozostać przy wspólnocie. O ile Irlandia szybko się nie oderwie, to dla Szkotów jest to dodatkowa motywacja do proklamowania niepodległości. Wtedy dopiero się herbatnikom narobi…

Donosił, nie donosił, a ch*j komu do tego

Donosił, nie donosił, a ch*j komu do tego

Wiecie co, wnerwia mnie ta cała afera z Wałęsą, choć lustracja wnerwiała mnie od zawsze. Wiecie, nikt nigdy nie powiedział, że ta cała lustracja to tylko polowanie na czarownice i to jeszcze na ludzi, którzy w swoim czasie zwyczajnie przestrzegali prawa.

Współpraca z organami ścigania jest, jakby na to nie patrzeć, obowiązkiem każdego obywatela. W PRL SB było przedstawicielem władzy, więc współpraca ze służbą była obowiązkiem każdego obywatela. Fakt, że były ku*wy, które donosiły o tym, kto z kim śpi i kogo maca, dzięki czemu aparat miał haki, z których chętnie korzystał, ale wrzucanie w jeden wór wszystkich współpracujących jest moim zdaniem totalnym skurwy*syństwem.

Wałęsa pewnie miał epizod ze służbami, lojalkę podpisywało się czasem by skórę ocalić, gdy w pracy złapano na pijaństwie albo drobnej kradzieży. Z tego co słyszałem, to Wałęsa w owym czasie miał krótką odsiadkę za lewizny w pracy, ale nie udało mi się tego potwierdzić w żadnym źródle. Ot znajomy znajomego co pracował w pewnym areszcie pamięta jak na początku lat 90-tych pojawiło się paru smutnych panów i czyściło kartoteki… Być może w zamian za darowanie winy podpisał lojalkę, a gdy sprawa się przedawniła pogonił sb-ków?

Każdy przypadek „donosicielstwa” trzeba traktować indywidualnie. Byli ludzie, którzy współpracowali by wytępić np. złodziei z zakładu pracy, albo usadzić dyrektora, co kręcił lody na lewo. Nie może być traktowany tak samo, jak koleś, który złośliwie powiedział funkcjonariuszowi, że jego konkurent do awansu spił się na imprezie zakładowej i przeleciał kadrową. Dlatego jestem za tym, by te całe archiwa służb trafiły do archiwum państwowego z wolnym dostępem, albo do pieca i niech wreszcie naszą rzeczywistością przestaną rządzić dawne służby.

 

Grecja – ostatnia nadzieja czerwonych?

Dużo się mówi ostatnio o Grecji i ich problemach, mało natomiast o przyczynie tego bałaganu. Praprzyczyną jest faktycznie kreatywna księgowość poprzednich rządów Grecji, ale obecnej sytuacji sami Grecy niewiele są winni.

Zaciśnięcie pasa jakie Grecji zafundowała UE po pierwszej wpadce stało się dobiciem dogorywającego trupa. Kryzys jaki nam kilka lat temu sektor bankowy zafundował odbił się na państwach żyjących na kredyt. Z państwami jest jak z ludźmi. Sami powiedzcie ilu znacie takich co kredyt kredytem spłacają nie myśląc o konsekwencjach? Pięć kart kredytowych z debetami, dziesięć chwilówek, telewizor, laptop, tablet, samochód i wczasy na raty, na święta szybki kredyt na 50 rat – standard w wielu polskich domach. Żyją tacy z pełna i nie myślą o tym, że ta bańka kiedyś pęknie. Tak też jest z niektórymi państwami, w tym z Grecją. Sektor bankowy chętnie pożycza uzależniając od siebie kolejne rządy. Myślicie, że czemu nikt w Polsce nie podskoczy bankom, czemu finansujemy frankowiczów? Wcale nie z powodu ich protestów, po prostu gdyby tacy zbankrutowali straciłyby banki, a tak rząd pomoże i bank zarobi. Gdyby nasze władze chciały się zbuntować banki zafundują tąpnięcie na giełdzie albo mały zator finansowy… Międzynarodowa instytucja może zażądać spłaty jakiegoś kredytu…

Wracając do Grecji – Grecy zmienili rząd, bo poprzedni pas zacisnął zamiast na tłustych brzuchach finansjery to na szyjach i jajach robotników i emerytów. Cięcia dotknęły najbiedniejszych, bogaci stali się jeszcze bogatsi. Lewicowy rząd próbował postawić się UE i międzynarodowej finansjerze, ci próbowali obalić rząd. Jak? Bardzo prosto – liczyli, że gdy zablokują dopływ Euro do Grecji ciemny lud rzuci się z widłami na swój rząd. Lud jednak pokazał UE wała. Program naprawczy, jaki w Grecji wprowadzono spowodował jeszcze większą zapaść – wzrost bezrobocia, spadek popytu i komfortu życia. Międzynarodowi eksperci na tamtych rozwiązaniach nie zostawiają suchej nitki, oczywiście nad Wisłą o tym cicho-sza, bo przecież Balcerowicz nie może się mylić. Prawdziwa lewica w Europie podziwiała grecki rząd za determinację i niezależność, była nadzieja, że da nam Grecja przykład jak zwyciężać mamy. I… dupa.

Grecki rząd skapitulował, wbrew społeczeństwu przystał na większość idiotycznych rozwiązań, których jedynym celem jest zabezpieczenie wierzycieli Grecji oraz sektora finansowego. Co się stało? Tego jeszcze nie wiadomo, albo znaleźli sposób na greckich czerwonych, albo to wszystko przykrywka i faktycznie to UE ustąpiła, ale oficjalnie boi się do tego przyznać, żeby się grube ryby nie wkur*iły.

Strefa euro to świetna sprawa, ale pod warunkiem, że łączy państwa na podobnym poziomie rozwoju. Gdy Niemiec dostaje 2500 euro Polak nie dostaje 2000 złotych – gdy przyjmiemy euro, Niemiec nadal dostanie 2500 euro, Polak 500 – jak mamy z nimi konkurować? Grecy mieli podobnie i wyszli na tym jak wyszli.

A dziś Was zaskoczę

A może by tak inaczej, tak trochę pozytywnie? Zawsze narzekam na wszystko i wszystkich, a tymczasem może warto poszukać czegoś pozytywnego, czegoś co nastraja dobrze do życia? No na pewno nie napiszę więc nic o politykach, przedstawicielach handlowych na drogach, telemarketerach i wszystkim, co mnie ostatnio wyprowadza z równowagi. Napiszę trochę prywatnie o tym, co wprawiło mnie ostatnio w dobry nastrój.

Zacząć bym musiał od pieszej wycieczki tropem tobruków wokół Brześcia i Lubrańca, bo jeszcze czuję ją w kościach. Co prawda zakwasów nie mam, ale ponad 15 km marszem w trudnym terenie dało się we znaki spasionemu i zasiedziałemu przed komputerem cielsku… Takie bolesne katharsis chciałbym raz w tygodniu odbywać… Ech, nie wiedziałem, że tu pod nosem mam takie piękne i dzikie tereny. Łąki usiane kwiatami i ziołami, które nie widziały opryskiwacza, strumyczki, wąwoziki i meandrująca Zgłowiączka… Mówię Wam – bajka. Tu sobie sarna przebiegnie, tam jelonek, albo zaskroniec wygrzewa się na stercie kamieni. Kilkanaście minut marszem z Brześcia i jesteś w miejscu gdzie nie widzisz żadnego domu, nie widzisz nawet słupa energetycznego – zdaje się, że jesteś w zupełnej dziczy… Coś pięknego.

A jak już jestem przy tobrukach to też jest się z czego cieszyć, liczba zinwentaryzowanych i sfotografowanych rośnie, dobrzy ludzie raz po raz dorzucają namiary na następne – zbiera się piękny materiał na przewodnik. Będzie więc okazja do jeszcze nie jednej wyprawy w teren, tylko żeby czasu starczyło, bo czerwiec zapowiada się bardzo pracowity.

Info-Kujawy też się nieźle rozwijają, z dnia na dzień przybywa odwiedzających, nawiązuję ciekawe kontakty – chyba coś z tego będzie ;) O dziwo prowadzenie serwisu dostarcza naprawdę dużo satysfakcji, takiej zwykłej radości z tego, że dla kogoś twoja robota ma wartość.

Całkiem optymistycznie mogę też planować jakąś ciekawą wakacyjną podróż po Szlaku Orlich Gniazd – marzy nam się z Marlenką kolejna wyprawa. Oby jeszcze znaleźć czas na sesje fotograficzne, na które zrodziło mi się kilka pomysłów. Mam nadzieję, że to się uda, bo sesje te będą zupełnie inne niż dotychczasowe. Zastanawiam się, czy już jestem na takie sesje gotów, ale jak nie spróbuję, to się nie dowiem.Jak widać, jak się dobrze człowiek przyjrzy to powodów do wkur*ienia mniej, a do radości więcej. Może i faktycznie to taka idealna recepta na szczęście, zamiast przejmować się problemami świata, kraju i ludzi trzeba by skupić się na tym co najbliższe i tych co najbliżsi? Kiedyś ludziom świat kończył się na granicy wsi, czasem gminy i byli znacznie szczęśliwsi. Teraz człowiek myśli o kursie franka, choć kredyt ma w złotówkach, wkurza go konflikt w Syrii choć nie był dalej niż 1000 km w linii prostej od domu. Do niedawna marzyło mi się rzucić to wszystko i wynieść się w Bieszczady – byśmy z Marleną zamieszkali w drewnianej chacie i byłoby zaje*iście, dziś wiem, że i tutaj można znaleźć takie dzikie miejsca, trzeba jeszcze tylko drewno na chatę skołować…

Dawno nie było tak osobiście i do tego tak pozytywnie, wręcz przesłodziłem trochę… Włączyłbym jakieś wiadomości, ale po co to psuć…

Gdzie bezczelność ma granicę?

Wyobraźcie sobie, że do waszego domu przychodzi spec od remontów, nie zapraszaliście go, przyszedł i wszedł za próg bez zaproszenia. Zaczął gadkę od tego, że on robi świetne remonty i może taki zrobić w waszym domu, jest w tym dobry. Mówicie mu, że żadnego remontu nie potrzebujecie, bo sobie samo go zrobiliście, podoba wam się tak jak jest i nie macie zamiaru zatrudniać do tego kogoś z zewnątrz, skoro sami potraficie sobie to i owo zrobić. Może nie położycie gładzi jak lustro, ale na wasze potrzeby to wystarczy. A on na to, że jak tak patrzy, to widzi, że w waszym domu to jest syf, wszystko jest do bani, kiepskie i do niczego, ogólnie to efekt tego remontu „jest nie z tej bajki, nawet nie z tej planety czy galaktyki.” Brud, smród i ubóstwo... On zrobi to lepiej.

Co byście z takim natrętem zrobili? Ja pewnie obiłbym mu mordę czymś ciężkim i wykopał za próg. Pomyślicie, że takie sytuacje się nie zdarzają, że nikt nie jest aż tak bezczelny... Mylicie się bardzo, ostatnio do firmy zadzwonił facet z poznańskiej agencji reklamowej, chciał się umówić na spotkanie, żeby zaoferować projekty graficzne i zrobienie strony internetowej. Gdy ja mu na to, że akurat to wszystko robimy sami, on używając dokładnie tych słów, które włożyłem w usta hipotetycznemu majstrowi, stwierdził, że nasze materiały i strona to totalne badziewie. Delikatnie mówiąc zje*ałem gościa za chamstwo i bezczelność a następnie rzuciłem słuchawką. Szokujące jest to, że koleś z głosu nie był bezczelnym gówniarzem świeżo po studiach, który myśli, że tak oryginalnymi metodami zdobędzie świat. Facet brzmiał na nie mniej niż 50 lat, więc zastanawiające jest skąd się ten facet urwał...

Rozumiem, że foldery czy strona nie muszą się wszystkim podobać, że ktoś inny zrobiłby je lepiej, może nie mają najnowocześniejszej stylistyki itp. Takie rzeczy mogą się jednemu podobać, drugiemu nie, ale żeby tak chamsko krytykować czyjąś pracę licząc na to, że w rewanżu zatrudni on nas do pracy to szczyt głupoty, chamstwa, zadufania w sobie i kretynizmu.

Mają rozmach sku… bani samorządowcy

Z roku na rok co raz mniej różnimy się od Ameryki, poważnie. Gdy byłem małym gówniarzem demokracja u nas raczkowała, pamiętam, że przed wyborami były jakieś plakaty, ulotki nawet z samolotów zrzucane. To był rozmach, a z każdymi kolejnymi jest jeszcze lepiej.

W tym roku wybory, przynajmniej w naszym regionie, są wyjątkowo „amerykańskie”, niezliczonych konferencji prasowych nie ma co przywoływać, lokalnym mediom pozostającym na smyczach poszczególnych kandydatów i ugrupowań też dam spokój. Ale niezwykły jest rozmach kampanii bilbordowej, zwłaszcza w Brześciu czy Włocławku. Dziesiątki małych plakatów bledną przy olbrzymich bilbordach Pałuckiego czy Wojtkowskiego. No rozumiem Włocławek, mimo wszystko jest się o co bić, ale Brześć? Czy stołek burmistrza w takim miasteczku wart jest aż takiej inwestycji jak bilbord na budynku jednej z brzeskich firm, którego powierzchnia większa jest niż metraż mojego mieszkania? A co powiedzieć o stołku radnego powiatowego, czy zwrócą się nakłady na te olbrzymie plakaty panu Ch.? No chyba, że się nie muszą zwrócić… Nie chcę nic insynuować, nic a nic, ale warto byłoby się przyjrzeć na jakich zasadach prywatna firma użycza swojej ściany kandydatowi na burmistrza. Chyba tutaj lekko krzyżują się interesy… Nie mam nic przeciwko Panu burmistrzowi Brześcia, wbrew narzekaniom wielu całkiem nieźle się miasteczko trzyma, ale dla jasności powinien takich sytuacji unikać, bo po co ma ktoś zBulwersowany brać na języki?

Rozkręcają się nam kandydaci, czekać tylko spotów w ogólnopolskiej TV… Widać prawda, że lepiej być wójtem w zapadłej dziurze niż zbijać bąki na prezydenturze…