Sposób na pirata
Ostatnio wszyscy podniecają się idiotą ścigającym się po Warszawie z motocyklistami. Trwa wielka afera, co głupsi zachwycają się jazdą kretyna, nawet półgłówki stukają się w niskie czoła na myśl o tym, do czego mógł doprowadzić. Policja szuka ostro kierowcy i... co się okazuje łatwo namierza samochód, ale jak udowodnić kto go prowadził. Doszło do tego, że rzekomy "rajdowiec" nabija się z nieudolności policji. A sposób na dorwanie tego barana jest prosty - wszczynamy śledztwo, zajmujemy auto jako dowód w sprawie i stawiamy na policyjny parking pod chmurką najlepiej gdzieś blisko płotu, tak najdalej na rzut porządnym kamieniem i czekamy. Nie ma opcji, żeby kierowca się nie przyznał, bo autko z każdym dniem na parkingu i każdą kolejną dziurą od rzucanych przez "prawych obywateli" kamieni tracić będzie sporo na wartości. A nawet jeśli się nie zgłosi, to strata finansowa i tak będzie większa niż grzywna, którą mu nałożą. Wilk syty i owca cała...