Oderwani od rzeczywistości...
Władza na każdym kroku udowadnia jak bardzo jest oderwana od rzeczywistości, nie trzeba długo szukać przykładów, wystarczy włączyć radio tak jak ja dziś rano w drodze do pracy by usłyszeć dwa doskonałe przykłady.
Pierwszy z brzegu to karta dla rodzin wielodzietnych, taki państwowy "paszport Polsatu", co to ma zachęcić zniżkami do posiadania wielości potomstwa... No i o ile zniżki na przejazdy PKP mogą być kuszące (pytanie tylko czy na wszystkie trasy i na wszystkich "przewoźników") to reszta propozycji zwala z nóg:
- zniżki na bilety do muzeów, teatrów, oper i kin
- zniżki na wczasy w ośrodkach OHP i należących do Kancelarii Prezydenta
- zniżki na turnusy itp.
I to wszystko... A teraz powiedzcie mi, czy to ma sens? Pokażcie mi przeciętną rodzinę wielodzietną, która chodzi do kina, teatru, muzeum albo posyła dzieci na wczasy? Policzmy przykładowe kino, do którego chcemy zabrać trójkę dzieci. Niech na film w dzień powszedni (tańsze bilety) idzie tylko mama z dziećmi (tata sobie jakieś zajęcie znajdzie, albo jest w pracy) a zniżka na bilet na kartę niech będzie całe 20% (nie sądzę, aby była tak wielka). Ceny biletów do Multikina to 24 zł dla dorosłego i 19 zł na dziecko, tak więc koszt biletów to 81 zł, po teoretycznej zniżce około 65 zł. Nawet jeśli dzieci nie będą chciały napoju i czegoś do zjedzenia to i tak spora kwota dla kogoś, kto musi utrzymać taką rodzinę z jednej pensji (o ile ma pracę). O kosztach dojazdu nie będę wspominał nawet - w mieście to jeszcze nie taki wielki problem, ale rodzina ze wsi ze zniżkowych przejazdów autobusem nie skorzysta, bo tych autobusów zwyczajnie nie ma...
To samo dotyczy zniżek na inne "atrakcje"... Twórcy pomysłu liczną na to, że podobne zniżki dla posiadaczy karty dla rodzin wielodzietnych zaoferuje prywatny sektor. Pobożne życzenia... Biznes ukierunkowany jest na zysk, nie na "inwestycję w człowieka", więc jeśli nie skorzysta na ulgach dla rodzin wielodzietnych to tych ulg nie udzieli. Podejrzewam, że pojawi się jakiś super pomysł, aby firmy oferujące ulgi miały jakieś preferencje albo ulgi podatkowe. Co więcej, ten pomysł wejdzie w życie i będzie ogłoszony jako zajebis*e rozwiązanie - bo takim będzie ale dla firm, a nie rodzin. Otóż powiedzmy, że jakiś ośrodek SPA udzieli rabatu dla posiadaczy karty na turnus weekendowy dla rodziny poza sezonem urlopowym w wysokości nawet 40%, w zamian dostanie zwolnienie powiedzmy z podatku od nieruchomości. Szansa, że rodziny masowo z tej ulgi skorzystają niewielka, strata na rodzinach które skorzystają także będzie znikoma o ile będzie, a ulga będzie czystym zyskiem. I znów na idei pomagania biednym skorzystają bogaci...
A czy nie lepiej pomóc takim rodzinom na prawdę:
- podnieść dla takich rodzin kwotę wolną od podatku (bo z ulgi i tak nie korzystają ze względu na niskie dochody)
- dla dzieci do 1 roku życia dawać gratis leki i szczepionki
- utworzyć więcej żłobków i przedszkoli aby rodzice mogli pracować
- dla dzieci do 15 roku życia zagwarantować łatwo dostępną i darmową opiekę dentystyczną
- itp. itd.
Ale takich rzeczy nikt nie zrobi, bo nikt by na tym nie zarobił...
No i drugi super pomysł lansowany pod przykrywką ochrony środowiska. Chcą nas zmusić do tego, aby kupując nowy sprzęt AGD i RTV oddawali stary, a jeśli takiego mieć nie będziemy to zmuszeni zostaniemy do specjalnej dopłaty. Rzekomo ma to ograniczyć ilość dziko składowanych i nieprzetwarzanych elektrośmieci. Gówno prawda! Ma to jeden cel - nakręcenie koniunktury. Ekolodzy dotowani przez przemysł będzie wspierać tą "szczytną inicjatywę" a tak na prawdę stracą na tym wszyscy (łącznie ze środowiskiem naturalnym) poza producentami AGD i RTV. Oddawanie sprzętu nie spowoduje zmniejszenia ilości elektrośmieci a jedynie ograniczy rynek wtórny. Dziś można za niewielkie pieniądze nabyć używany sprzęt, co jest jedyną szansą dla wielu biednych rodzin na luksus posiadania lodówki, pralki automatycznej, mikrofalówki czy telewizora z pilotem. Jestem pewien, że oddawany w sklepach sprzęt i tak trafi na rynek wtórny ale za znacznie większe pieniądze. Poza tym śmieci z rynku wtórnego i tak nie trafią na wysypiska, bo biedak nie pójdzie go oddać do sklepu, bo nowego i tak nie kupi. Może się też pojawić inne zjawisko - kradzież elektrośmieci ze śmietników i wysypisk.
No i pytanie co z ludźmi kupującymi coś po raz pierwszy albo na prezent? Gdy urządzaliśmy się z Marleną w mieszkaniu wszystko co kupowaliśmy nie zastępowało starego - po prostu tego nie mieliśmy. Dopiero po jakimś czasie zastępowaliśmy nowym rzeczy, które udało nam się nabyć przy przeprowadzce na rynku wtórnym. Gdy się urządzaliśmy to przykładowe 10% dopłaty za brak sprzętu na wymianę byłoby dla nas poważnym obciążeniem. Tak władza chce ułatwiać start ludziom...
No ale czego oczekiwać po ludziach oderwanych od rzeczywistości, nie znających realiów. Czy można mieć do władzy pretensje? Nie, pretensje możemy mieć do siebie, bo sami tą władzę od siebie odrywamy nie chodząc na wybory.