Święta, święta i po… czątek świątecznego czasu…

Jeszcze znicze się palą a w TV już świąteczne reklamy, tym razem zaczął lidl… Na dworze +15 a oni puszczają „letytsnoł”… No się trochę pośpieszyli, ale tylko czekać, aż się na ekranie pojawi tłusty świętuszek… No dobra, ale póki co nie o tym, kilka spraw na bieżąco.

Jak już jesteśmy przy reklamach, to chyba Plus po raz kolejny strzela sobie w nogę. Nie dość, że oferta dla klientów najgorsza ze wszystkich operatorów, to jeszcze ta nowa reklama plusa dla firm. Chodzi o tą, w której koleś chwali się, że na początku miał tylko jeden ciągnik, a teraz już ma całą flotę. Można się zastanawiać, gdzie tkwi jego recepta na sukces, ale to od razu widać. Koleś jak nic jest szpiegiem Putina, bo te ciężarówki są … śnieżnobiałe. Nie trzeba być Antkiem M. żeby to rozgryźć.

Putin ostatnio jest bohaterem nr jeden naszych mediów, a to zatrzymają jego szpiega, a to ujawnią, że kilka lat temu chciał zrobić rozbiór Ukrainy, albo że na raka umiera. My to mamy jakiś chyba problem na jego punkcie. Z jednej strony krytykuje się jego dyktatorskie zapędy, z drugiej strony prawica chce mieć wodza, szytego na miarę rosyjskiego prezydenta. Problem w tym, że porównując potencjały Putina i Kaczyńskiego nie mamy nawet zachowanej proporcji między potencjałami Polski i Rosji. To tak, jakby porównywać papierowy samolocik z wahadłowcem.

Swoją drogą to nie daje mi spokoju motywacja Sikorskiego do ujawnienia tej rzekomej propozycji rozbioru Ukrainy. Bo nawet jeśli taka propozycja padła z ust Putina, to na pewno nie nazwał tego rozbiorem a co najwyżej interwencją w niestabilnym państwie i na pewno wcześniej ustalił taką ewentualność z prawdziwymi graczami polityki międzynarodowej. Być może coś takiego w jego głowie się narodziło, podgadywał sąsiadów Ukrainy co one na to, ale skoro do tego nie doszło, oznacza, że Niemcy i USA na to nie pozwoliły. Ujawnienie takiej informacji to kompletna kompromitacja Sikorskiego, choć darzę go sympatią to teraz przegiął na całej linii. Daliśmy sygnał całemu światu, że sprawy ważne i delikatne trzeba załatwiać ponad naszymi głowami. Jesteśmy jak wiejski głupek, którego postanowiono wpuścić na wiejskie zebranie, nie do końca wie o co na nim chodzi, ale nie przeszkadza mu to wyrażać swoje zdanie w każdym temacie i rozgadywać po sąsiednich wioskach ustaloną strategię na bitwę z okazji dożynek.

No a teraz trochę spoważnieję. Słyszeliście zapewne o tej matce, co to została oskarżona o dzieciobójstwo bo miała kilka promili i dziecko tego nie przeżyło? Media zawyły z oburzenia, kobieta urosła do miana zbrodniarza, naród domaga się linczu. Ale jest pewien problem… Otóż kobieta miała promile we krwi, dziecko nie przeżyło, ale sprawa nie jest tak prosta, bo dziecko nie zmarło od alkoholu, ale od nożyczek. Sprawa wygląda tak, że owa kobieta i jej konkubent spodziewając się niechcianego dziecka postanowili zrobić aborcję domowym sposobem. Nie wiadomo, czy alkohol był katalizatorem wydarzeń czy też tylko środkiem znieczulającym, fakt jest taki, że pijanej kobiecie jej kochanek postanowił usunąć ciążę nożyczkami. Ale czemu o tym nie słyszeliście? Bo łatwiej w mediach krzyczeć o matce pijaczce niż o tym, do jakich patologii prowadzi zakaz aborcji. Pomyślcie jak trzeba być zdesperowanym, żeby pójść na coś takiego, albo żeby dzieci mordować. Gdyby taka kobieta jedna z drugą dowiedziawszy się o niechcianej ciąży (bo jak jej unikać w szkole jej nie nauczą, za to katechetka jej wyjaśni, że prezerwatywy powodują impotencję, pigułki raka a wszystko razem stanowi bilet do piekieł) mogła pójść i tą ciążę usunąć nie byłoby takich tragedii. Jasne, że zarówno tej kobiecie jak i facetowi należy się kara, ale przede wszystkim nie za dzieciobójstwo, bo dziecko się nie urodziło, a okolicznością łagodzącą powinna być sytuacja życiowa. Jak długo jeszcze będziemy ślepi na skutki katolickich dogmatów zaszytych w polskim prawie?