Zagłosuję na Koszałka Opałka

Co raz częściej słyszę od ludzi i prywatnie i w mediach, którzy zawsze szli do wyborów, że tym razem naprawdę nie mają na kogo oddać głosu. Wybór jak między dżumą i cholerą… Kiedyś na brak opcji marudzili głównie lewacy, teraz to samo powtarzają nawet ludzie ze środowisk centrowych i liberalnych. No na kogo mam ja, socjalista zagłosować? Oto mój przegląd kandydatów.

Grzegorz Braun – popierany przez Jezusa Chrystusa, szanse na wybór takie same jak na zamianę wody w wino. Przyznam szczerze, że dopiero po spocie wyborczym zobaczonym w TV zwróciłem na niego uwagę. Twarz nie budzi zaufania, a gdy już otworzy usta… płynie miód na serce takiego lewaka jak ja. No nie ma lepszego sposobu na dopieczenie katoprawicy jak wypomnienie, że te same poglądy reprezentuje taki Braun. Najbardziej w jego programie podoba mi się hasło o intronizacji Chrystusa na króla Polski brzmiące zaraz obok prawa dostępu do broni dla każdego wolnego Polaka. Nie ma pacyfista królem zmilitaryzowanego kraju.

Andrzej Duda – cóż powiedzieć można o tym kandydacie poza tym, że jest? Tak naprawdę równie niewyrazisty jak Komorowski, zero charyzmy, taki jakiś nijaki. Nawet nielubić go nie można, no bo za co? Że się z Kaczyńskim kumpluje? Kandydat z kapelusza, którego poparcie wynika nie z jego atrakcyjności, ale z poparcia dla partii, którą reprezentuje. PiS ma żelazny elektorat, na kogo prezes wskaże palcem, na tego będą głosować i o tego walczyć. Kaczyński tym razem postawił na pudelka, coby jakiś bulterier kogoś przez przypadek nie ugryzł, co spowodowałoby spadek słupków poparcia. Mi to się by marzył kandydat PiS w osobie Antka Macierewicza – ta charyzma, bezkompromisowość, obłąkanie – to byłaby kampania! W takiej walce sok brzozowy kopałby jak najlepsiejszy putinowski spirit :)

Adam Jarubas – kolejny przedstawiciel klanu królików z kapelusza. W PSL sobie usiedli i postanowili wystawić kandydata, który nie za bardzo zaszkodzi Bronkowi, ale jakby co pokaże, że jesteśmy od PO niezależni. Piękny, utalentowany, zatańczy, zaśpiewa, ugotuje i pogłaszcze. Panny się za nim uganiały, więc parę głosów zbierze, ale nie na tyle, żeby PO mu tego nie wybaczyła. Nie wiem o nim nic, nic też nie zachęca do przyjrzenia się jego kandydaturze bliżej.

Bronek Komorowski – co tu dużo pisać – mebel pałacu prezydenckiego, który pod nosem wyliniał… Zawsze dumnie bronił swoich poglądów, pod warunkiem, że były to poglądy Tuska. Podpisał parę rzeczy, których ludzie mu nie wybaczą, m. in. ustawę o podniesieniu wieku emerytalnego oraz „genderowską” konwencję. Ten lekki zwrot w lewo to ukłon w kierunku młodych lewaków – „popatrzcie, też potrafię się i Wam ukłonić, nie macie na kogo głosować, to co Wam zależy, dajcie głos na mnie”. Obawiam się, że po raz kolejny nawet moja prawa ręka nie pozwoli skreślić X przy jego nazwisku, lewa w tym samym czasie jak zwykle będzie drapać po tyłku, bo nic innego do roboty nie będzie miała. W tych beznadziejnie mizernych wyborach pewnie przejdzie w pierwszej turze, no bo jak się ma głosować na nową cholerę czy dżumę, to już lepiej zostać przy dobrze znanej gruźlicy, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić…

Janusz Korwin(Myszka)Mikke – wieczny kandydat, po tym jak wprowadził parę osób do PE urosły mu skrzydła ale odpadł partyjny kuper. Znów zaczyna od zera otoczony pustakami w gajerach, którzy sfrustrowani chcą pełnej wolności, żadnych podatków i dostępu do broni. Tępe matołki po gimnazjach, nowych maturach i zaocznych studiach udający przyszłość narodu a nie potrafiący zrobić nic. Stać ich za to na wszystko, bo rodzice mają. Urodzeni biznesmeni, tzn. urodzeni przez biznesmenów. Nie wiedzą co to bieda, głód, choroba. Każdy z nich krzyczy, że państwo i podatki nie potrzebne, ale jak go jakieś nieszczęście dopadnie to pierwszy ustawi się w kolejce po socjal. Sam Mikke ma jedną zaletę – zawsze mówi to, co myśli. Rzadko spotykana szczerość do bólu sprawia, że nawet lewacy darzą gościa sympatią, ale na pewno nie na tyle, żeby na niego głosować. To polityczne zjawisko nigdy nie zaistnieje w szerszym stopniu, ale zawsze znajdzie dla siebie miejsce na scenie politycznej. Program może się podobać tylko bezmózgim yeti, których zdolności poznawcze pozwalają jedynie przyswoić hasła, ale już nie dają rady ich zrozumieć ani przeanalizować.

Marian Kowalski – Polak do bólu, z pochodzenia, z poglądów, z imienia i nazwiska a nawet z twarzy… kandydat Ruchu Narodowego. Ma rację z tym, że prezydent nie może być pierdołą – ale po Jaruzelskim wszyscy pierdołami byli… Na międzynarodowych konferencjach żaden przywódca światowy mu nie podskoczy – lewa, prawa i z bańki – każde negocjacje wygrane. Wywalczyłby nawet zniesienie wiz do USA – czarnego jednym sierpowym by położył. Co na pewno, to ma najlepsze fotki na stronie i plakatach zaraz po Ogórku – wizerunkowo super. Nie będę się chłopa za bardzo czepiać, lansuje się jak może, z jego kwalifikacjami pracę znajdzie tylko w polityce – zwłaszcza, że teraz przez kandydowanie został bezrobotnym.

Paweł Kukiz – kiedyś niezły śpiewak, teraz żywy plakat antyalkoholowy – jak na niego patrzę to boję się wychylić kolejnego kielicha. Jeśli ma mi wóda z mózgiem zrobić to co jemu to ja dziękuję, postoję, schabowego zapiję staropolskim pepsi… Albo herbatką. Uczepił się jednomandatowych okręgów wyborczych, wierzy, że to jakiś rodzaj panaceum na wszystko. Jego popularność wynika z tego, że jest celebrytą, ma świeżość Palikota z początków jego ruchania, nowy, inny, popularny i rozpoznawalny. Skupia wokół siebie ten sam elektorat co Myszka Mikke, ale ten mniej radykalny, który nie chce prać kobiet po ryjach i wieszać pedofilów. Zbierze pewnie paręnaście procent, bo ludzie na niego zagłosują dla żartu, z litości, bo nie ma na kogo zagłosować. Pasuje jednak do polityki jak do tego gajera z podprowadzonego zdjęcia. Żadnego zaplecza politycznego. Jego obecność zaczyna zniżać wybory do poziomu programu, co to gwiazdy skakały do wody – popisy osobliwości dla głupiej publiczności (znów wychodzi jego podobieństwo do Mikke, który jest bardziej osobowością niż politykiem).

Janusz Palimost, znaczy Palikot – człowiek, który od lewej do prawej ma samych wrogów. Kiedyś zagorzały sponsor katoprawicy, potem liberał, aż w końcu apostata, ateista, zwolennik aborcji i marihuany. Spacer przez całą szerokość sceny politycznej sprawił, że dziś nie ma dla niego miejsca na scenie politycznej, choć on chyba ma inny plan. Dawniej odszedł z PO, bo nie miał szans na zwycięstwo z Tuskiem. Dziś, gdy Tusk jest na zmywaku w UE widzi dla siebie szansę zdobycia przywództwa w partii, więc rozpędził zbieraninę osobliwości z Twojego Ruchu na cztery wiatry, uspokoił się trochę i kombinuje jak by tu się wkupić w łaski platformersów. Szanse raczej ma nikłe, bo faktycznie jedyne co potrafi to palić za sobą mosty. Tylko Rozenka żal…

Paweł Tanajno – kto, kur*a?!

Jacek Wilk – choć wygląda bardziej jak jakaś owieczka. Nie wiem o nim nic i niczego nie chcę wiedzieć.

No i wreszcie nadszedł czas…

Magdalena Ogórek – pierwsze warzywo wystrugane z drewna przez starego dziadka. No coś w tym jest, że na starość mózg wapnieje a u facetów czasem pojawia się wada postawy – dupa na boku. W żadnym wypadku nie podejrzewam Millera o romans z Ogórkiem, jeśli już to polityczną zdradę Sojuszu na rzecz kandydatki z kapelusza. Naprawdę nie wiem z jakiej grządki ją Miller wyrwał, ale ona jest zupełnie zielona. Najpierw milczy, a jak już się odezwie to ją ciekawi jakie drogie buty nosi prezydent… Pewnie chce oszacować, czy warto być prezydentem – jak jej każą nosić najtańsze szpilki z CCC to ona pewnie z urzędu zrezygnuje. W głosie więcej emocji ma syntezator mowy IVONA, gdy mówi ma się wrażenie, że dyktuje dyktando w trzeciej klasie podstawówki. Ale trzeba przyznać, że w końcu dziewczyna robi wymarzoną karierę modelki. Pokazuje się na salonach w kreacjach, na które przeciętny pracownik na śmieciówce musiałby pół roku całą pensję odkładać. Fotoreporterzy ją fotografują, dziennikarze zapraszają, a ona ma zaszczyt im odmawiać – patrz Monika Olejnik. Jak ten francy nie lubię, to jej prowokowanie Ogórka jest zajebis*e.

Czasem mam wrażenie, że Miller ma niecny plan kolejny sztandar wyprowadzić. Zaczął robić prawdziwą karierę wodza lewicy gdy wyprowadził sztandar PZPR, teraz pewnie myśli, że jak sztandarowi SLD każe wypierda*ać, to Polska przed nim klęknie. Inna wersja jest taka, że gdyby sam siebie na kandydata wysunął dałby przeciwnikom w partii argument do wywalenia go z prezesowania w przypadku słabego wyniku. Teraz wszystko zgoni na drewnianą kandydatkę, działacze dostaną nauczkę, że się wodzowi nie podskakuje, bo wódz może robić co chce.

Najgorsze jest to, że sezon na Ogórka nie skończy się na wyborach. Gdy już zostanie spuszczona ze smyczy Millera zapewne zostanie blogerką modową, celbrytką tańczącą lub skaczącą do wody oraz osobowością. Gdyby chodziło tylko o jej karierę to nie mam nic przeciwko, niech się pokazuje, najlepiej w jak najbardziej skąpych strojach, ale co innego mnie martwi. Boję się, że od teraz będzie zapraszana do różnych programów śniadaniowych i publicystycznych jako „kobieta lewicy”, przez co ośmieszać będzie wszystko i wszystkich z lewicą związanych. Śliczna buzia sprawi, że nikt nie spyta o to kogo reprezentuje, będzie podpisywana jako była kandydatka lewicy na prezydenta i to wystarczy. SLD już umywa od niej rączki, a i ona chyba nieprzesadnie na tę partię ma ochotę się powoływać, ale gówno już przylgnęło. W jej spotach nie ma ani razu loga czy nazwy Sojuszu, ale każdy i tak wie, że w tej pacynce rączkę trzyma Miller.

No i na kogo mam zagłosować? Na Ogórka nawet z litości nie zagłosuję, brzydzę się tego rodzaju polityki, choć nazywanie tego polityką ciężko mi przez klawiaturę przechodzi. W tej sytuacji pewnie pójdę na wybory, dopiszę kandydata w postaci Koszałka Opałka i oddam na niego głos. Spytacie po co iść na wybory, skoro chcę oddać głos nieważny? Bo iść ku*wa trzeba!!! Odsetek nieważnych głosów też o czymś świadczy, jeśli jest ich niewielki odsetek znaczy to, że nie każdy sobie z pisaniem i czytaniem radzi. Kilkanaście procent oznaczać będzie, że ludzie głosują tak z premedytacją. O tym, że skończeni debile też chodzą głosować świadczyć będzie wynik Brauna i Mikkego… I to wcale nie z powodu ich poglądów, ale tego co sobą reprezentują. Tylko trzeba będzie wszystkie kwadraciki zamalować, żeby sobie ktoś krzyżyka nie postawił na karcie – dodatkowe dopiski na karcie do głosowania nie dyskwalifikują jej, pod warunkiem, że  kwadraciki przy nazwiskach są nienaruszone.

Może jeszcze wydarzy się coś, co przekona mnie do zagłosowania na któregoś z kandydatów. Poprzednio głosowałem na Kaczora, bo przerażał mnie monopol PO na władzę. Z perspektywy czasu widać, że miałem rację choć nie do końca. Gdyby wtedy wygrał Kaczyński elektorat PiS nie zabetonowałby się tak bardzo, nie czułby się w osaczeniu a z czasem Jarek by się skompromitował. Na walce z PO straciłyby obie strony a wtedy byłaby szansa na odrodzenie lewicy. Zwycięstwo Bronka sprawiło, że scena podzieliła się na władzę i osaczoną opozycję w postaci PiS – reszta się nie liczy. Kusząca jest opcja Duda prezydentem – Kopacz premierem. Totalna nieudolność prawicy byłaby obnażona, ich niemożność zawarcia kompromisu sparaliżowałaby na trochę kraj, ale dałaby szansę w tym burdelu zaistnieć nowej sile…