Onet.pl: Milioner, który tęskni za Polską Ludową

Bardzo rzadko mamy okazję zobaczyć na pierwszej stronie Onetu Włocławianina, a już prawdziwym rarytasem jest, jeśli tenże człowiek powie coś mądrego. Tutaj mamy przykład tego, że od kasy w głowie nie musi się przewrócić i że bogactwem można się dzielić. Rozmowa z Krzysztogem Grządzielem, zamieszczam, bo nie wiadomo jak długo będzie na Onecie, sądząc po ilości przychylnych komentarzy, zaraz zniknie pod zarzutem promocji PRL...

Milioner, który tęskni za Polską Ludową

Choć ma dwa pałace, a jego majątek wyceniany jest na ponad 450 mln zł, tęskni za PRL-em. Krzysztof Grządziel jako jeden z niewielu polskich bogaczy, krytykuje wolnorynkowy system gospodarczy i idealizuje czasy Polski Ludowej. 

 

 

W pewnym sensie trudno mu się dziwić, bo to w poprzednim systemie Grządziel zdobył solidne wykształcenie (zawodówka, technikum, AGH) i zrobił karierę (sekretarz PZPR we Włocławku). W partii był do końca, a po jej rozwiązaniu zajął się biznesem. W 1990 r. założył z kolegą ze szkoły plantację czarnej porzeczki na 6 hektarach. Gdy sadzili krzaki, za roczny zbiór można było kupić cztery Fiaty 125p, ale gdy przyszło do zbiorów, ceny w skupie spadły i z trudem starczyło na pół samochodu. Po porażce z porzeczkami, próbowali z kapustą. Nie doczekali do zbiorów, bo na kolacji imieninowej u brata, Krzysztof Grządziel dowiedział się, że Polmosy, kupią każdą ilość metalowych korków, ponieważ mają zamówienia eksportowe, a jedyny krajowy dostawca nie nastarcza z produkcją. Poczuł, że to świetnym biznes.

Nie mieli pieniędzy i szans na kredyt, ale razem z bratem Romanem dotarli do holenderskiej firmy, która dała im w leasing maszyny. Wkrótce zaczęli produkować miliony małych, kolorowych zakrętek. W drugim roku biznes rozkręcił się do tego stopnia, że mogli pozwolić sobie na zakup hal, a po sześciu latach firma Grządziela była już największym producentem w Polsce. W 2005 r. zdecydował się sprzedać 80 proc. udziałów w DGS funduszowi inwestycyjnemu Enterprise Investors. W 2004 r. przychody ze sprzedaży wynosiły ponad 215 mln zł, a rentowność DGS przekraczała 20 proc. Sześć lat później unowocześnioną i rozbudowaną firmę Enterprise sprzedał za 80 mln euro włoskiej firmie Guala Closures Group. Grządziel zaś zwiększył swój pakiet o 10 proc. (obecnie ma 30 proc. udziałów) i został prezesem DGS. Dziś Guala Closures International jest największym producentem metalowych zakrętek na świecie, z produkcją 2,3 mld sztuk rocznie. Zakłady we Włocławku są jej największą fabryką: produkują ok. 9 mln zakrętek dziennie. Obecnie przychody firmy wynoszą 330 mln zł rocznie, a zatrudnia ona 650 osób. Grządziel jest też właścicielem rozlewni wody mineralnej oraz spółki deweloperskiej. Ma dwa pałace: w jednym mieszka, drugi oddał fundacji Samotna Mama.

Na dyżur włocławskiego radnego SLD, Krzysztofa Grządziela, zawsze przychodzi tłum petentów. A to komuś dach cieknie i nie ma za co go naprawić. A to dziecko nie dostało się do przedszkola. A to mąż stracił pracę i rodzina nie ma z czego zapłacić czynszu.

Grządziel większość tych małych ludzkich problemów jest w stanie załatwić od ręki. Najczęściej załatwia pracę, kieruje do założonej przez siebie fundacji Samotna Mama, w ostateczności wyciąga portfel i daje pieniądze.

Stać go na to, bo prezes firmy DGS producenta zakrętek do butelek i słoików jest najzamożniejszym człowiekiem w mieście. Jego majątek dziennikarze miesięcznika Forbes wyceniają na 455 mln zł, co daje mu 61 miejsce na liście najbogatszych Polaków.

Z Krzysztofem Grządzielem, założycielem i prezesem spółki DGS rozmawia Ewa Wesołowska

Podobno nie wierzy Pan w niewidzialną rękę rynku?

Bo to jakaś bzdura. Nie ma żadnej niewidzialnej ręki rynku. Tam gdzie brakuje mocnego i mądrego państwa, wkrada się chaos i biznesowa głupota. Takim przykładem są stacje benzynowe budowane w Polsce bez żadnego planu. Są regiony, gdzie co kilka kilometrów stoją dystrybutory, na które firmy, często średniej wielkości przedsiębiorcy, pozaciągali kredyty i zainwestowali miliony. Dziesiątki takich stacji już padły, bo nie wytrzymały konkurencji. Dla mnie taka bezplanowa polityka inwestycyjna to marnotrawstwo pieniędzy i potencjału ludzkiego. W Niemczech, nie do pomyślenia, bo tam państwo buduje i kontroluje infrastrukturę przy autostradach i przydziela koncesje tak, by wszystkim się ten biznes opłacał. Państwo powinno stymulować rozwój poszczególnych sektorów, gałęzi, regionów.

Panu przecież państwo nie pomagało a jednak został pan milionerem.

Bo na szczęście sam byłem w stanie sobą pokierować, podejmując właściwe decyzje. Ale nie wszyscy tak potrafią. Dlatego przed wiekami ludzie stworzyli instytucję państwa, żeby stworzyło regulacje i pomogło tym, którzy mają mniej siły lub szczęścia.

To chyba nie ma Pan zbyt wielu znajomych z listy 100 najbogatszych Polaków. Bogacze niechętnie godzą się na regulacje. Traktują je zwykle jako szkodliwą ingerencję w biznes.

Ma pani rację. Z niewieloma milionerami utrzymuję kontakty. Ale wbrew pozorom, coraz więcej z nich przekonuje się, że neoliberalizm bardziej rozsadza gospodarkę niż jej pomaga. Jak jest za dużo wolności gospodarczej, to korzyści odnoszą tylko najmocniejsi, z największym kapitałem. Mniejsi nie mają szans. Rośnie rozwarstwienie, spada konsumpcja, gospodarka zwalnia.

Nawet w kwestii podniesienia podatków?

No może, nie wszyscy, ale zapewniam panią, że w Polsce nie jestem jedynym przedsiębiorcą, który uważa, że najbogatsi powinni płacić 50 proc. stawkę podatkową. Mnie niewiele ubędzie, a parę rzeczy pożytecznych z tych pieniędzy można by zrobić. Tylko trzeba wiedzieć jak.

A Pan wie? 

Nie bez kozery po raz ósmy z rzędu zostałem wybrany na radnego Włocławka. Ludzie na mnie głosują, bo wiedzą, że Grządziel daje ludziom pracę, a jak trzeba wyjmie z portfela pieniądze i pomoże.

Dużo Pan przeznacza co roku na działalność społeczną i charytatywną?

Około miliona złotych. Tylko z własnych pieniędzy. Do tego trzeba jeszcze doliczyć część z zysków DGS oraz kilkaset tysięcy złotych zysku z hotelu Bursztynowy Pałac, który wybudowałem i przekazałem fundacji Samotna Mama. Pieniądze, które zostawiają tu goście, idą na pomoc dla 1500 mam samotnie wychowujących dzieci. One i maluchy mają bezpłatną opiekę stomatologiczną i okulistyczną, kolonie, stypendia, paczki świąteczne, naukę angielskiego. Naprawdę robię więcej niż wiele fundacji z pierwszych stron gazet.

Po co? Przecież mógłby Pan się odciąć od codziennych ludzkich problemów?

Bo mam dług do spłacenia. Miałem szczęście wychować się w systemie, który po 90. roku został ukatrupiony i doszczętnie zniszczony. Mnie się udało, choć pochodziłem z biednej rodziny. Dzięki mateczce nieboszczce PRL mogłem zdobyć solidne wykształcenie, a po 90-tym roku stworzyć biznes.

Ludzie mówią, że bardzo pomogły Panu znajomości z czasów, gdy był Pan sekretarzem PZPR?

Nigdy nie ukrywałem, że byłem działaczem partii. Wiem, też że do PZPR wielu cwaniaków należało. Ale zapewniam, że firmę stworzyłem sam z kolegą i od nikogo nie wzięliśmy grosza. Pierwszą używaną linię produkcyjną wyleasingowaliśmy od firmy w Holandii i spłaciliśmy po trzech latach. Kontraktów nie trzeba było zdobywać po znajomości, bo popyt na zakrętki do butelek był ogromny.

Co Panu dziś najbardziej przeszkadza w Polsce?

Wiele rzeczy: system sądowniczy, prawo podatkowe. Czy wie pani ile miliardów co roku ucieka z Polski? Np. moi włoscy wspólnicy nie płacą grosza podatku od dywidendy wypracowanej w Polce. Rok i dwa lata temu powinni zostawić po 10 mln zł podatku, a w przyszłym już 12 mln. Dla mnie to kradzież, że majątek, który tu został wypracowany, znika. Ale nikt w kraju się tym nie przejmuje. Jedyne co udało mi się wywalczyć z Włochami, to jest to, że 1 proc. zysku z DGS, przekazujemy na cele społeczne.
Boli mnie też, np. to co dzieje się w zamówieniach publicznych. Z mojego doświadczenia wynika, że wszystkie kosztorysy są zawyżane po wielokroć. Idą do czapek firm z zachodu i różnych cwaniaków. Np. do budowanego przeze mnie sanatorium , przyjeżdża gość, cmoka i mówi: „no to chyba musiał pan wydać 550 mln zł". A to kosztowało tylko 120 mln zł! Poza tym to, co się dzieje dziś w budowlance to koszmar! Jak zawyżane są ceny materiałów, jak zatrudnia się ludzi na czarno, nie płaci się im. To tragedia, gdzie ta Polska się znalazła.
Nie mogę też pojąć np. dlaczego sędziowie są poza prawem. Nie może być tak, że sędzia się myli, wydaje zły wyrok, ale zostaje sędzią do końca życia. Że nikt nie weryfikuje tego, co robił.

Jakiś przykład?

Takie przykłady można mnożyć. Na mnie np. napluł jeden dziennikarz. Oskarżyłem go, przedstawiłem świadków, ale to on wygrał, nie ja. A jak się odwołałem do wyższej instancji, to mi tylko sąd w kosztach ulżył. Mamy w Polsce problem z mizerią rządzących. Kierują nami ludzie beż żadnych dokonań, bez polotu. I dlatego tak stoimy w miejscu. Byłem w tym miesiącu w Dubaju i podziwiałem państwo jakie stworzyli Arabowie, którzy niedawno zeszli z wielbłądów. A my co? Przez 25 lat rozkradliśmy i zniszczyliśmy Polskę, polikwidowaliśmy świetne zakłady przemysłowe. W efekcie dziś prawie 3 mln ludzi nie mają co jeść, a 2 mln wyjechały za granicę. Wiele świetnych zakładów polikwidowano.

Były przecież przestarzałe, nierentowe.

Bzdura. We Włocławku było kilka bardzo nowoczesnych fabryk. Zamknięto je i sprzedano za grosze. A gdyby tego nie zrobiono, bylibyśmy dziś o 30 lat do przodu pod względem industrializacji.

Jest Pan bogatym człowiekiem, radym. Co można zmienić w Polsce, we Włocławku, żeby poprawić ludzkie życie?

Na szczeblu samorządowym niewiele mogę, bo jak wprowadzono bezpośredni wybór wójtów, burmistrzów i prezydentów, to z radnymi władza się nie liczy. Jedyne co mogę, to rozbudowywać własny biznes i dawać ludziom pracę i pieniądze. W przyszłym roku otwieram pod Włocławkiem sanatorium, gdzie zatrudnienie znajdzie ok. 200 osób. Poza tym co roku DGS przyjmuje ok. 40-60 nowych ludzi. Mam też wytwórnię wody mineralnej, do której non stop poszukuję handlowców.

Nie ma chętnych?

Są. Przyjeżdżają z całej Polski: z Warszawy, Łodzi, Gdańska. Ale nie nadają się.

Dlaczego?

Nie mają ani wiedzy ani chęci do nauki i pracy. Tylko bezwartościowe dyplomy. Co to za system, gdzie 60 proc. ludzi kończy studia? Po co to komu? W Niemczech, takich bogatych i wysoko, rozwiniętych tylko 25 proc. ma dyplom wyższych uczelni. Nasz system edukacyjny to kolejny dowód na to, że państwo nie działa. A powinno stymulować, gdzie i jak ludzie mają się kształcić, żeby mieć pracę, zarabiać na siebie i rodzinę. Rządzący i właściciele szkół wyższych zapomnieli chyba, że nie wszyscy są zdolni do dyplomu czy do biznesu. Gdyby system edukacji działał, nie byłoby bezrobocia i biedy.

Źródło: http://biznes.pl/wiadomosci/raporty/milioner-ktory-teskni-za-polska-ludowa,5665183,1,5390011,442,news-detal.html