Artykuły

Zmarł Stanisław Mikulski

Jak człowiek ma już te trzydzieści i więcej lat to musi pogodzić się z tym, że odchodzą bohaterowie jego dzieciństwa. Tak jest i tym razem, dziś rano zmarł Stanisław Mikulski, aktor, którego każdą rolę oglądało się z przyjemnością. Szkoda, wielka szkoda, ale cóż, takie jest życie...

Lubiłem bardzo tego aktora nie tylko za role, niespotykane już maniery i skromność, która wręcz gwieździe nie przystoiła. Pan Stanisław niesamowicie przypominał w ostatnich latach mojego dziadka, zmarłego laaaaaaaaaaata temu. Sentyment przez to znacznie większy...

O wyborach raz ostatni, mam nadzieję…

No dobra, dość tego czekania, muszę parę słów napisać o wynikach wyborów, które wreszcie mamy … z grubsza. Czekałem aż na stronie PKW zostanie zamieszczona wizualizacja wyborów, ale niestety, ciągle wisi frekwencja z dnia wyborów z 17:30, więc lipa, oprę się na ogólnych wynikach.

W gminach widać, że ludzie nie chcą wielkich zmian, chcą mieć spokój przede wszystkim. W naszej okolicy większość wójtów i burmistrzów wygrało w pierwszej turze i rządzić będzie kolejne już kadencje. To samo wśród radnych, tutaj też wielkiego przesiewu nie ma. O czym to świadczy, czy władza jest już tak dobra, że nie widać potrzeby jej zmian? Trochę tak jest. Jesteśmy nauczeni ciągłego marudzenia, ale jak tak spojrzeć obiektywnie, to przez ostatnie 10 lat awansowaliśmy z pozycji Mozambiku na kontynent europejski, póki co na zaplecze, ale zawsze coś. Popatrzcie spokojnie dookoła siebie i zobaczcie, ile z tego co widzicie powstało w ostatnich latach? Parki, drogi, ścieżki rowerowe, chodniki, siłownie, dworce, odnowione elewacje. Poza tym, to czego nie widać: wodociągi, kanalizacja, oczyszczalnie ścieków, Internet. Ja wiem, że to mało, że mogłoby być więcej, że i tak nakradli. Ale bądźmy choć trochę obiektywni, dużo zostało zrobione, a ludzie mają tylko nadzieję, żeby nikt tego nie rozpier*olił, żeby tylko nie było gorzej. Dlatego też głosują na sprawdzonych samorządowców, no chyba, że któryś coś poważnego odwalił. 

Taki wójt czy burmistrz ma już w gminie i powiecie ułożone relacje, dorobił się trochę i teraz będzie pielęgnował to co jest, żeby nie stracić źródełka. Nie zrobi wielkiego skoku na kasę, nie wystawi się na odstrzał, bo wie, że jak będzie tę kurę skubał delikatnie, to pierza mu starczy a ptica nie zauważy. Nowy jak przyjdzie, musi się „nachapać”, będzie skubał kurę ile wlezie – tego się boją ludzie.

Trochę inaczej w powiecie, tu też głosuje się na znajomych, ale ten szczebel obywatela już średnio interesuje, dla niego twarzą powiatu jest starosta, rada mu zwisa. Sejmik województwa jest dla niego kompletną abstrakcją, większość nawet nie wie, że takie coś istnieje. 
No a teraz o konkretach. SLD totalna porażka, Palikot odpłynął i już dawno przekroczył horyzont zdarzeń… W gminach i powiatach wygrywają lokalne ugrupowania, których nie łączy nic poza wspólnymi interesami, nie mają żadnej ideologii, nie wiadomo, czy to prawica czy lewica, twory i byty bezosobowe i bezcharakterowe, po prostu są, bo i tak głosuje się na ludzi. Porażka SLD boli, bo ta partia słynęła ze skutecznych struktur w terenie, zostało z tego tyle, co nic. Żal najbardziej ludzi, którzy zostali bez opieki, ludzi, którzy wierzyli w poprzedni system a teraz zostali wystawieni na pożarcie. Szkoda.

Dwa słowa o Włocławku. Teoretycznie powinno mi zwisać, kto rządzi Włocławkiem, bo ze mną bezpośredniego związku to miasto nie ma. Jednak Włocławek jak mało które miasto w Polsce jest perfekcyjnym odzwierciedleniem upadku i upodlenia sceny politycznej. Prezydent z SLD ledwie wystaje z tyłka biskupa, tworzy sitwę interesów i powiązań niczym włoska mafia. Jednym słowem wystawia się na odstrzał, ale i tak jest najlepszym, co może spotkać to miasto, bo alternatywna nader żałosna. Liberał z PO, który pięknie mówi i wygląda na plakatach, człowiek nikt z PiS za którym stoi rajdowiec z Cypru, lokalne damy poobrażane na dwór, który je karmił lub karmi a wszystko to w potokach jadu i śliny, żadnej merytoryki, osobiste docinki, nienawiść i fanatyzm. Najgorsze, że udziela się to zwykłym ludziom, którzy na lokalnych portalach urządzają między sobą wojny w komentarzach na śmierć i życie. A wszystko to tak naprawdę obok miasta, które ma wiele problemów do rozwiązania. Miasta, które umiera śmiercią męczeńską z głodu, bo świnie żrą się przy korycie i wcale tego żarcia nie przejadają, one je rozrzucają i wdeptują w gnój. Ani świnie najedzone, ani gnój dobry na nawóz bo zgnił od paszy… Syf, smród i brud.

Jak sobie porozmawiam z ludźmi z innych miast, którzy robią tam interesy to mnie szlag trafia. W innych miastach lokalne media nie mogą opędzić się od zleceniodawców, agencje reklamowe się nie wyrabiają, usługodawcy umierają z przemęczenia. A u nas – cisza… Lokalne media dawno już sięgnęły dna – siedzą na garnuszku polityków, bo na reklamy od firm nie mają co liczyć – nikt się nie chce reklamować. Zorganizować w tym mieście koncert lub widowisko ciężko, nie dlatego, że ludzie tego nie chcą, nie mają na to pieniędzy. Jeśli już jakaś firma ma fundusz socjalny, to po to, żeby szefostwo mogło zrobić sobie dla siebie bal lub „szkolenie” na Majorce.

Szkoda tego miasta, bo ma potencjał, dogodne położenie, sporo miejsca i jeszcze więcej wolnych rąk do pracy, ale tu się po prostu nie da, bo zaraz ktoś zmusi, żeby stanąć po którejś stronie barykady, albo biskupowi się biznes nie spodoba, albo jak tylko się coś pojawi to wszyscy próbują wydoić ile się da, nie ważne, że się zamęczy firmę, ważne że udało się nachapać. 

 

Zamętu ciąg dalszy…

Wiecie, to już przestaje być zabawne, to już zaczyna być straszne. Nawet jeśli te wybory nie będą sfałszowane, czego się coraz bardziej obawiam, to wprowadzą taką ilość precedensów i zgubnych argumentów do dyskusji politycznej, że będziemy je wspominać jeszcze przez dziesięciolecia.

System PKW nie poradził sobie z liczeniem, z którym poradzi sobie darmowy arkusz kalkulacyjny, w co mi się trochę wierzyć nie chce. O ile rozumiem, że komisje nie mogą przesłać danych do PKW, to czemu ciągle odbywa się liczenie głosów, przecież w komisjach na samym dole ludzie ręcznie liczą kartki, potem to spisują na arkusze i dopiero jest to wprowadzane w system elektroniczny. Jeśli więc system padł, wystarczyć powinno, aby w poszczególnych komisjach przewodniczący zadzwonił do powiatu i podał cyferki, potem powiat do województwa a województwo do centrali. Tam powinni to podliczyć w kilka godzin. Tymczasem ciągle nie ma protokołów z komisji obwodowych!

O ile ciężko sfałszować wybory do rad gmin i miast, a nawet do rad powiatu, to już do sejmików jest to możliwe. PO mogło przestraszyć się wygranej PiS, sfałszowanie na swoją korzyść zbytnio byłoby oczywiste, więc nagle wygrywa koalicjant – PSL. Sondaże często się mylą, ale żeby aż tak?
Boję się kolejnych wyborów, jednocześnie zastanawiam się, jak to możliwe, że przez ostanie 25 lat wszystko szło dobrze, a teraz nagle się zesrało? 25 lat temu na kalkulatorach podliczono wybory znacznie szybciej, dziś, gdy przeciętna komórka ma wydajność superkomputera sprzed ćwierćwiecza system nie daje rady? Społeczeństwo się zmobilizowało, nie można narzekać na frekwencję, ale w następnych wyborach przez ten cyrk tyle osób nie zagłosuje…

A do tego jeszcze takie cyrki lokalne, jak pomylone karty do głosowania w obwodach, albo alkoholik, który ma wyjebane na wszystko szefem komisji wyborczej…

A teraz trochę czarnego humoru:

PKW nakręca paranoję

Od jakiegoś czasu możemy zauważyć bardzo niebezpieczną tendencję na skrajnej prawicy – podważanie prawidłowości wyborów. Nawet z ust Kaczyńskiego płyną raz po raz żale przy każdych wyborach, że są rażące nieprawidłowości, które tak naprawdę okazują się co najwyżej błędnie podpisanymi wyborcami na liście, źle opieczętowaną urną lub pijanym członkiem komisji. Od wielu lat żadnych poważnych naruszeń ordynacji wyborczej nie było, poza łamaniem ciszy wyborczej, szczególnie przez Kościół (choć ostatnie wybory jakoś sobie czarni chyba odpuścili), skąd więc te żale i płacze, a nawet oburzenie i bunt?

A jest to znana od wieków taktyka sił, które normalną drogą nie mogą zdobyć władzy – podważenie legitymizmu (legalności) władz jest w stanie pobudzić społeczeństwo do jawnego buntu i oddania władzy w ręce sił, które np. drogą demokratycznych wyborów władzy nie zdobędą. Pojawia się w głowach myśl, że skoro ta władza jest nielegalna to ja nie muszę się jej podporządkować. Wylew tego buntu mamy każdego 11. listopada od kilku już lat. Kaczyńskiemu jest to na rękę, ale jak tylko pojawiły się pierwsze sondażowe wyniki wyborów zamilkł… Już nie krzyczy, że wybory sfałszowane, że sondaże kłamią a on ma inne wiadomości od swoich ludzi w terenie. No bo jak ma podważać wybory, w których wygrywa? Teoretycznie przydarzyła się dobra okazja do przymknięcia na pewien czas ust takich wichrzycieli jak Kaczyński, niestety rząd znów strzela sobie samobója.

To co wyprawia PKW to skandal tym większy, że podważa zaufanie do wyborów. Wyborów, w których wzięło udział najwięcej ludzi od kilku lat, gdzie frekwencja w niektórych okręgach przekroczyła nawet 70% (!). Teraz PKW daje argument oszołomom, „poszliście zagłosować, a władza zrobiła taki zamęt i was oszukała”. Każdy system informatyczny może przestać działać, ale nie na taką skalę, rozumiem, że serwery się mogły przegrzać, ale tutaj nie zawinił sprzęt, ale oprogramowanie, nie było w stanie przetworzyć takiego nawału informacji.

Nie należę raczej do paranoików, ale sam mam obawy, czy na pewno oficjalne wyniki będą odzwierciedleniem rzeczywistych wyborów Polaków. Skąd mam mieć pewność, że system źle nie dodał słupków, że głosy z jakiegoś okręgu przepadły albo zamieniły się miejscami z innym okręgiem? PKW jak tylko padł system powinna od razu porzucić myśl o jego użyciu i wrócić do tradycyjnego liczenia, nazywając rzeczy po imieniu. PKW podkopuje fundamentalną zasadę demokracji i naszego ustroju – legitymizm władzy pochodzącej z wolnych wyborów. Daje oręż niezrównoważonym i paranoikom, nie wróży to nam dobrze…

Strach w oczach

Wiecie co, przeraża mnie nasza rzeczywistość co raz bardziej. I wcale nie boję się tych łysych kiboli, idiotów w maskach maszerujących po Warszawie ze znakami drogowymi, nawet nie boję się psychopatów wypuszczanych po 25 latach z więzienia. Strach mnie ogarnia, gdy widzę pomalowane banery wyborcze…

W tej chwili się Wam lampka zapala, „no poje*ało bo już kompletnie, nie boi się kiboli a drży jak widzi zamalowane gęby tych złodziei?” Dokładnie tak. Psychola, bandytę czy kibola łatwiej zauważyć, fanatyka ze sprejem trudniej. Wyobraźcie sobie jaki rodzaj rzadkiego gooowna trzeba mieć w głowie, żeby czas i pieniądze poświęcić na to, aby objechać pół powiatu ze sprejem i zamalowywać twarze kandydatów z przeciwnej opcji politycznej. I wcale nie są to jacyś wandale z gimnazjum, ten sam kolor farby wraz z podobnym czasem akcji sugeruje, że to zorganizowana akcja… Przecież to trzeba mieć ciężką paranoję, krańcowy idiotyzm i nie wiem co jeszcze. A wiecie co jest najgorsze, że w przeciwieństwie do jednostek wspomnianych na wstępie taki „przypadek” jest trudny do wyłapania. To może być każdy, z kim macie kontakt, kolega z pracy, ekspedientka podająca Wam chleb w sklepie albo miły starszy Pan mijany co rano w drodze do pracy… Taki człowiek może wyglądać zupełnie normalnie, nie ma na obłędu w oczach, nie ma noża w ręce ani bomby pod ubraniem, ale ma za to idee, w które bezwzględnie wierzy. Wierzy też w to, że ten, kto nie podziela jego poglądów to podczłowiek, zwierzę do odstrzału, które nie ma prawa żyć.

Taki „przyczajony wojownik” będzie się maskował i ukrywał, ale walkę będzie prowadził, w partyzantce bo przecież wrogowie są wszędzie. Jego mały móżdżek ma tylko dwa tryby pracy – słuchanie wodza i sabotaż. Wódz się może zmieniać, metody i motywy sabotażu też ale wróg jest zawsze ten sam – wróg jest wrogiem!!!

Dziś taki sabotażysta zamalowywuje banery, a jutro? Jutro może stwierdzić, że czas walczyć z bandytami używającymi prezerwatyw i sprzedając w kiosku podziurawi szpilką wszystkie, albo pójdzie do marketu i zrobi to samo… Albo stwierdzi, że trzeba ukarać tych, co w niedziele robią zakupy, bo przecież powinni być w kościele i zacznie szpilki pchać do chleba albo żyletki do jabłek w Biedronce czy Tesco… Albo rozwiesi stalową linkę na ścieżce w parku, bo stwierdzi, że trzeba zrobić porządek z rowerzystami…

Właśnie tego się boję, że tacy ukryci bojownicy działają, nie mają skrupułów ani nie mają wątpliwości w swoje idee i motywy, są przekonani o swojej wyższości nad innymi i nie podważają słuszności swoich motywów i metod… Nie wyłapiemy ich, bo się do tego nie przyznają. Sądzicie, że jest inaczej? Sprawdźcie sami. PiS ma w różnych sondażach między 20 a 30% poparcia, znacie kogoś, kto jawnie się do tego przyznaje? Nie w prywatnej rozmowie ale publicznie, w tłumie? Bywam na różnych masowych imprezach, często kabareciarze lecą po Kaczyńskim i PiS, ale gdy pytają się, czy jest ktoś, kto tą partię popiera nie ma nikogo. Kilkaset osób na sali i cisza… Ale w głowach tych „procentów” już trybik trąca o trybik – o kolejny wróg do unicestwienia… 

Typ aspołeczny

Jestem strasznie aspołecznym typem. Wyznanie to na pewno nie zaskoczy tych, którzy mnie znają, bo wiedzą jakim jestem marudą, zgredem, nerwusem, apodyktykiem, egoistą. Wiecznie mam jakieś uwagi, ciągle się czemuś sprzeciwiam i nie wiadomo o co walczę. O uporze nawet nie wspomnę. Ale wcale nie o taką aspołeczność mi chodzi.

Kazik chyba na „Czterech pokojach” wyśpiewał, że „kto wódki nie pije ten jest wywrotowcem, tak świadomie uszczuplającym dochody państwa bezideowcem”. No i coś w tym jest. Nie żebym wódki nie pił, ale gdybym mógł wybierać, wybrałbym bimber, ale on przecież jest nielegalny…

Jednak mam na sumieniu więcej antyspołecznych, antygospodarczych i antypaństwowych rzeczy, oto przykłady:
- nie wspieram sektora usługowego gospodarki, gdyż praktycznie nie korzystam z usług elektryków, mechaników samochodowych, hydraulików, ślusarzy, stolarzy, dekarzy, malarzy pokojowych, szklarzy, spawaczy i wielu innych rzemieślników;
- nie wspieram sektora handlowego, gdyż nie popadam w gorączki zakupów świątecznych, długoweekendowych itp., nie żebym nie kupował gadżetów i zabawek, bez których mógłbym się obyć, ale nie są to najbardziej modne rzeczy i marki, nie kupuję iphonów i ipadów, choć smartfon i tablet w domu są, nie mamy też 50” telewizora z najnowszej linii, bo na starym i tak nie ma czego oglądać itp. itd.;
- nie wspieram sektora bankowego, gdyż nie biorę kredytów na rzeczy, których nie potrzebuję, kredyt czasem jest potrzebny, ale na inwestycje a nie pierdoły, nie mam zamiaru zadłużać się po to, by kupić sobie najnowszy model telefonu albo, żeby kupić szalone prezenty dla całej rodziny, nie kręci mnie też zakup na kredyt samochodu, tylko po to, by mieć młodszy rocznik niż sąsiad – 17-letnia Omega i tak jest wygodniejsza niż większość nowych mydelniczek.

Gdzie tu aspołeczność? No wszędzie! Przecież na okrągło wtłacza się nam w głowy, że powinniśmy kupować, kupować, kupować, zlecać, kupować, zlecać i kupować, a wszystko to na tani kredyt z najniższą ratą na dowód osobisty! A dlaczego? A dlatego, że od każdej transakcji państwo pobiera haracz (VAT, podatek dochodowy, inne podatki). Poza tym, gdybym wydawał więcej niż zarabiam, musiałbym jechać na kredytach, a gdy człowiek jest zadłużony to czuje się zagrożony, a jak jest zagrożony to staje się pokorny. Bunt nie wchodzi wtedy w grę, bo strach przed utratą pracy jest większy niż ból dupy gdy ruchany jest przez rząd, pracodawcę, banki i inne instytucje. Mam ten komfort, że radzę sobie z wieloma rzeczami i nie potrzebuję wydawać pieniędzy na naprawę samochodu (choć nie za wszystko się biorę), wymianę szyby w oknie czy nawet położenie blachy na dachu. Choć wiadomo dobrze, że jak ktoś zna się na wszystkim, to tak naprawdę nie zna się na niczym, to jako tako mi wiele rzeczy wychodzi: samochód jeździ, dach nie cieknie, piec grzeje, choć specjalista zrobiłby to lepiej, szybciej i ładniej (choć nie koniecznie).

Nie dość więc, że jestem komunista-ateista, to jeszcze nie wspieram gospodarki ani rządu. Aż dziw, że jeszcze nikt nie wymyślił dla takich jak ja specjalnego podatku albo obozów koncentracyjnych…

Święta, święta i po… czątek świątecznego czasu…

Jeszcze znicze się palą a w TV już świąteczne reklamy, tym razem zaczął lidl… Na dworze +15 a oni puszczają „letytsnoł”… No się trochę pośpieszyli, ale tylko czekać, aż się na ekranie pojawi tłusty świętuszek… No dobra, ale póki co nie o tym, kilka spraw na bieżąco.

Jak już jesteśmy przy reklamach, to chyba Plus po raz kolejny strzela sobie w nogę. Nie dość, że oferta dla klientów najgorsza ze wszystkich operatorów, to jeszcze ta nowa reklama plusa dla firm. Chodzi o tą, w której koleś chwali się, że na początku miał tylko jeden ciągnik, a teraz już ma całą flotę. Można się zastanawiać, gdzie tkwi jego recepta na sukces, ale to od razu widać. Koleś jak nic jest szpiegiem Putina, bo te ciężarówki są … śnieżnobiałe. Nie trzeba być Antkiem M. żeby to rozgryźć.

Putin ostatnio jest bohaterem nr jeden naszych mediów, a to zatrzymają jego szpiega, a to ujawnią, że kilka lat temu chciał zrobić rozbiór Ukrainy, albo że na raka umiera. My to mamy jakiś chyba problem na jego punkcie. Z jednej strony krytykuje się jego dyktatorskie zapędy, z drugiej strony prawica chce mieć wodza, szytego na miarę rosyjskiego prezydenta. Problem w tym, że porównując potencjały Putina i Kaczyńskiego nie mamy nawet zachowanej proporcji między potencjałami Polski i Rosji. To tak, jakby porównywać papierowy samolocik z wahadłowcem.

Swoją drogą to nie daje mi spokoju motywacja Sikorskiego do ujawnienia tej rzekomej propozycji rozbioru Ukrainy. Bo nawet jeśli taka propozycja padła z ust Putina, to na pewno nie nazwał tego rozbiorem a co najwyżej interwencją w niestabilnym państwie i na pewno wcześniej ustalił taką ewentualność z prawdziwymi graczami polityki międzynarodowej. Być może coś takiego w jego głowie się narodziło, podgadywał sąsiadów Ukrainy co one na to, ale skoro do tego nie doszło, oznacza, że Niemcy i USA na to nie pozwoliły. Ujawnienie takiej informacji to kompletna kompromitacja Sikorskiego, choć darzę go sympatią to teraz przegiął na całej linii. Daliśmy sygnał całemu światu, że sprawy ważne i delikatne trzeba załatwiać ponad naszymi głowami. Jesteśmy jak wiejski głupek, którego postanowiono wpuścić na wiejskie zebranie, nie do końca wie o co na nim chodzi, ale nie przeszkadza mu to wyrażać swoje zdanie w każdym temacie i rozgadywać po sąsiednich wioskach ustaloną strategię na bitwę z okazji dożynek.

No a teraz trochę spoważnieję. Słyszeliście zapewne o tej matce, co to została oskarżona o dzieciobójstwo bo miała kilka promili i dziecko tego nie przeżyło? Media zawyły z oburzenia, kobieta urosła do miana zbrodniarza, naród domaga się linczu. Ale jest pewien problem… Otóż kobieta miała promile we krwi, dziecko nie przeżyło, ale sprawa nie jest tak prosta, bo dziecko nie zmarło od alkoholu, ale od nożyczek. Sprawa wygląda tak, że owa kobieta i jej konkubent spodziewając się niechcianego dziecka postanowili zrobić aborcję domowym sposobem. Nie wiadomo, czy alkohol był katalizatorem wydarzeń czy też tylko środkiem znieczulającym, fakt jest taki, że pijanej kobiecie jej kochanek postanowił usunąć ciążę nożyczkami. Ale czemu o tym nie słyszeliście? Bo łatwiej w mediach krzyczeć o matce pijaczce niż o tym, do jakich patologii prowadzi zakaz aborcji. Pomyślcie jak trzeba być zdesperowanym, żeby pójść na coś takiego, albo żeby dzieci mordować. Gdyby taka kobieta jedna z drugą dowiedziawszy się o niechcianej ciąży (bo jak jej unikać w szkole jej nie nauczą, za to katechetka jej wyjaśni, że prezerwatywy powodują impotencję, pigułki raka a wszystko razem stanowi bilet do piekieł) mogła pójść i tą ciążę usunąć nie byłoby takich tragedii. Jasne, że zarówno tej kobiecie jak i facetowi należy się kara, ale przede wszystkim nie za dzieciobójstwo, bo dziecko się nie urodziło, a okolicznością łagodzącą powinna być sytuacja życiowa. Jak długo jeszcze będziemy ślepi na skutki katolickich dogmatów zaszytych w polskim prawie?

Wybory, ech wybory…

Czuć klimat wyborczy, oj czuć i to bardzo. I to wcale nie w ogólnopolskich przekaziorach, ale tu bliżej gruntu. To, że lokalne radio bombarduje kiepskimi jakościowo spotami, w których kandydaci bardziej się kompromitują niż reklamują przywykłem, dla świętego spokoju od kilkunastu dni radio w samochodzie nie leci, żebym się nie denerwował. Miejscowe portale także przesycone są „obiektywnymi” artykułami chwalącymi lub krytykującymi władzę, w zależności od tego, bliżej czyjej kieszeni dany portal siedzi. Gazet miejscowych nie czytam, ich nie da czytać się na co dzień a co dopiero przy takich okazjach. Plakatów dużo nie ma poza Włocławkiem, w samym mieście jest tego trochę. Ale nie tylko po tym poznasz, że wybory za pasem.

Objawem wyborczej obstrukcji jest tempo i ilość realizowanych inwestycji, nagle okazuje się, że opóźnione roboty przyspieszają, że ekipy pracują w noce, niedziele i święta, że są pieniądze na wszystko i dla każdego. Moja gmina w swej wspaniałości włączyła latarnie oświetlające drogę dojazdową do mojego domu, które były wyłączone od wiosny. Ścieżka rowerowa z Brześcia w kierunku Włocławka powstaje w tempie ekspresowym, na pewno przed wyborami wstęgę uda się przeciąć. Włocławek sam w sobie zadziwia, odbiory inwestycji i roboty dróg idą jak bajka. A dziś i wczoraj przeżyłem szok! Ale SZOK prawdziwy. Otóż wieczorami po Osięcinach kręcą się patrole policji. Od kiedy zlikwidowali posterunek otwarty został „tor rajdowy – pętla Osięciny”. Przestronny rynek aż się prosi o jakiś drifcik, małe palenie gumy więc nie ma się co dziwić tym, którzy oprzeć się pokusie nie potrafią. Tak samo motocyklistom, którzy pewnie zakładają się o to, kto rozwinie większą prędkość od biedronki do kościoła… Policja czasem się pokręciła, ale ostatnio mamy patrole z prawdziwego zdarzenia. Widać budżet nie majtki, jak trzeba to się go rozciągnie bez ograniczeń.

Cóż za magiczny to czas, gdy budżety się rozciągają, radni przestają być bezradni, wójtowie i burmistrzowie przestają być ślepi i głusi, niema opozycja odzyskuje głos a drogi same się budują i naprawiają. Może by tak wybory robić co roku, to w kraju byłoby znacznie lepiej?

 

Jak boga kocham, Palikot przegina

Przeczytałem ciekawy artykuł w ostatnim NIE o podobieństwach losów partii Leppera i Palikota, niestety znów się muszę z Agnieszką Wołk-Łaniewską zgodzić w jej diagnozach… Przyznaję ze smutkiem, że sam należałem do grupy, którą Palikot uwiódł swoją świeżością.

Partia Palikota zrobiła sporo dobrego, choć może nie konkretnego, ale zawsze. Jak już pisałem, takie „kwiatki” jak działacz gejowski czy „posłanek Grodzki” odcisną swoje piętno na zawsze na polityce i dyskursie publicznym, przestały to być tematy tabu, nikogo już podobne persony na listach wyborczych szokować nie będą. Ale Palikot przegrał swoją szansę, zrobił z partii kolejny biznes (co swoją drogą przeczuwałem), ale zamiast towaru dobrej jakości zaoferował bubel w ładnym opakowaniu. To nie może być skuteczne dłużej niż trzy serie – pierwsza – z ciekawości damy szansę, druga – może się czegoś nauczyli i coś poprawili, trzecia – ostatnia szansa. Palikot ostatnią szansę miał w wyborach do europarlamentu i ją koncertowo spierdzielił… Wlazł na głowy ludziom, na plecach których wjechał do sejmu, a teraz na dodatek jednemu za drugim daje kopa.

Ale zawiedzione nadzieje wyborców to nie najgorsza rzecz, jaką zrobił Palikot, bo zawodzili wszyscy od lewa do prawa. Miał on szansę zbudować realną alternatywę dla SLD – prawdziwie lewicową i rewolucyjną światopoglądowo. Niestety wielu, w tym ja, nie może patrzeć na Millera. I nie chodzi tylko o to, że będąc u władzy nie zrealizował programu, z jakim wygrał wybory. Chodzi o to, że robił wszystko to, czemu jego elektorat był przeciwny – właził w dupę biznesowi i kościołowi, umizgiwał się do USA i blokował wszelkie inicjatywy zmian „w lewo”.  Nadzieje umierają wraz z partią Palikota, nic na jej gruzach nie powstanie, bo to on trzyma kasę – nie ma struktur, nie ma pieniędzy, nie ma niczego… Tylko na kogo mam głosować? W wyborach samorządowych pewnie skreślę ludzi, których znam, niezależnie w jakiej opcji siedzą, ale już niedługo wybory do parlamentu…

Dość o polityce, zmiana tematu na nieco smutniejszy. Chyba nie ma osoby, która nie słyszała o śmierci Przybylskiej, przykra sprawa. Ładna, uzdolniona, mądra – dzięki temu udało się jej zrobić karierę i pieniądze. Nie była jedną z wielu głupich gąsek z telenowel, co to pojawiają się i znikają, wybitną artystką może nie była, ale potrafiła więcej niż 90% obecnych „gwiazdek”. Nie ganiała ślepo za sławą, a jak o czymś mówiła, to można było z przyjemnością posłuchać. Do czego zmierzam? Otóż katoliku, buddysto, wyznawco islamu, popatrz mi prosto w oczy i powiedz, że bóg istnieje – zrobisz to na pewno. A teraz popatrz w oczy jej dzieciom i powiedz, że to bóg w swej miłości im to zrobił.

Zrzut z wątroby

 

Uff minęły dwa tygodnie od ostatniej wrzuty, chwila przerwy każdemu ponoć jest potrzebna, Wy ją dostaliście, ja nie bardzo… Jak zwykle na koniec września targi Agroshow wyjmują ponad tydzień z mojego życia, co rok jest to samo, tak samo, choć czasem zdarzają się rzeczy nietypowe. Ale co ja się będę o targach rozpisywał.

Mamy przecież nowy rząd, a w nim prawdziwe perełki jak „ministra”, co sama sobie odprawę dała albo Schetyna kierujący MSZ… Wielkie powroty i małe „niktosie” w rządzie to dość ciekawy eksperyment, oby tylko pacjent przeżył. Jedyne co może nam w związku z tą zmianą przynieść odrobinkę zabawy to Radek Sikorski na stołku marszałka sejmu. No powiem Wam szczerze, z taką niewyparzoną gębą jak jego może być wesoło do końca kadencji…

Nowa premier to spora zmiana, która nic nie zmieni. To gabinet cieni i cieniasów, które teraz będą tylko o wyborach w regionach, bo przecież każdy cieć wie, że lepsza posada radnego w mieście powiatowym niż ministra, lepiej być burmistrzem niż premierem, bo mniej ciekawskich oczu na ręce patrzy, a i decyzyjność bezpośrednia niemałych kwot dotyczy. Ot taki paradoks, że im niżej, tym lepiej.

A jak już przy samorządach jesteśmy to kampania rusza pełnym pędem. Obserwuję Włocławek, z racji bliskości, i doskonale widać zdziczenie i zdziwaczenie polityki lokalnej. To, że do stołków pchają się ludzie, którzy mają albo problemy ze zdrowiem psychicznym, albo nie mają wstydu żadnego przywykłem, to że obrzucają się gównem  też nie dziwi, ale że niektórzy się własnym zajadają to już mnie zadziwia. To ciekawe jak z własnych win i wad można robić swoje atuty… We Włocławku jest jeszcze jedna ciekawa tradycja – przed wyborami okazuje się, że spółki komunalne odczuwają silną potrzebę organizacji imprez plenerowych dla mieszkańców miasta. Nagle okazuje się, że festyny są wpisane w politykę promocji firm, których miasto jest właścicielem. 

Z drugiej jednak strony wybory mogłyby być co rok, bo nagle zaczęto remonty tam, gdzie do tej pory się podobno nie dało, nawet aleja Kazika we Włocławku zyskuje nową nawierzchnię co nie udawało się odkąd pamiętam…

A teraz coś obyczajowego. Chyba już przestanę się dziwić zdziczeniu języka polityki, bo okazuje się, że nadal politycy trzymają pewien poziom. Od jakiegoś czasu każdy w TV chce się jakoś wyróżniać, a na popularności zyskuje zwykłe chamstwo. Obarczany jest za to Wojewódzki, bo to on zaczął jako pierwszy „jazdy” po uczestnikach Idola. Jednak to, co odróżnia Wojewódzkiego od takiej grubej blondyny z TVN to fakt, że tamten jechał po faktycznych debilach i „gwiazdach”, a teraz po prostu w telewizji się ku*wi i jedzie po wszystkich i wszystkim dla zasady. Nigdy całego programu tej grubaski nie widziałem, widziałem tylko zapowiedzi i to mi wystarczy, jakby taka przyszła do mnie, do mojego domu lub restauracji to za ¾ swoich tekstów by zwyczajnie w ryj dostała, a ciemny lud przed telewizorami się tym podnieca. To samo te denne podróbki zachodnich programów z gotowaniem w tle – chamstwo i prostactwo. A szczytem jest puszczanie zapowiedzi programu, w której jeden z chyba prowadzących rzuca tekst o „pokazaniu dupy tradycji”. No to już jest ku*wa przesada!

Tak wiem, sam przeklinam, wręcz ku*wię niemiłosiernie, ale wg pewnych zasad. Nie klnę w domu i przy rodzicach, nie klnę w wypowiedziach oficjalnych, nie klnę wśród obcych, klnę tylko wtedy gdy jestem wśród ludzi, którym wiem, że moje wulgaryzmy przeszkadzać nie będą. Czasem przekleństwo jest potrzebne, żeby coś wyrazić lub podkreślić, dlatego nie razi mnie to w filmach, piosenkach itp. Zupełnie nie przeszkadza mi np. kawałek Liroya „Scyzork” – bo takim językiem mówiła subkultura, z której autor i target się wywodzą. Leję na to, że politycy w prywatnych rozmowach klną sobie soczyście, bo to były PRYWATNE rozmowy. Ale rzucanie przekleństwami w TV w porze obiadowej tylko po to, aby się pokazać, wyróżnić i zaimponować ciemnej widowni, że mogę skur*ić dowolnego uczestnika a on podkuli ogon to zwykłe prostactwo, na które nie powinno być przyzwolenia.

Na Moherowie też jest sporo przekleństw, kiedyś było więcej i nie były „gwiazdkowane”, ale taki już jest styl tej strony. Rozmawiam z Wami, jak z przyjaciółmi, na luzie i bez „krępacji”, stąd jakieś dziwne słowotwórstwa, pokręcone aluzje i wspomniane wulgaryzmy. Jestem chamem ze wsi, ale dobrze wychowanym i wiem, kiedy mogę sobie pozwolić na soczyste kurwa mać! a kiedy nie.

No dobra, zrzuciłem z wątroby to i owo, wracam do codziennych wrzut, a może jeszcze dziś wrzucę coś do śmiechu – zobaczy się. Roboty mam sporo, jak chcecie zobaczyć, czym się zajmuję to zapraszam na mojego bloga >>>